Jej marka od lat z powodzeniem wybija się na rynku. Z wykształcenia geolog, fascynuje ją nowoczesna architektura i konstrukcje. Tworzy kolekcje dla pewnych siebie, znających swoją wartość kobiet, które – jak o nich mówi – „są na tyle dojrzałe, by wyglądać swobodnie, ale elegancko, niekoniecznie wbite w sztywny dress code”.
„Chciałabym zmieniać trend w sposobie myślenia, trend bycia niezależnym” – mówi Magda Hasiak, projektantka i artystka w wywiadzie z Dominiką Job dla portalu Business & Prestige.
Rozmawia Dominika Job
Foto: Piotr Strychalski
Spotykamy się w jej butiku przy ul. Zwierzynieckiej 7. To tu poznańska projektantka tworzy swoje kolekcje. Tutaj też wita mnie z wielkim uśmiechem i od razu podłapuję niesamowicie pozytywną energię, która wypełnia każdy milimetr jej pracowni. Fascynuje mnie jej twórczość, inspiruje osobowość, mam do niej mnóstwo pytań… Dobrze, zatem zacznijmy od początku.

Dominika Job: Modą i projektowaniem zajmujesz się od zawsze. Swoją karierę zaczynałaś od pracy dla dużych firm odzieżowych. Jaką drogę pokonałaś do stworzenia swojej marki? Jakie były początki?
Magda Hasiak: Moje zainteresowanie modą wynikało z potrzeby wyróżniania się. Dorastałam w czasach, kiedy w sklepach nie było niczego oryginalnego. Chciałam wyglądać inaczej, stworzyć coś innego, nie poddawać się fali i iść trochę pod prąd. A w tamtych czasach było o to naprawdę trudno. Na pewno pomógł mi silny charakter i przekonanie, że działam zgodnie ze sobą, nikomu nie robię krzywdy, wiec mogę być tak inna, jak tylko chcę.
Droga do stworzenia swojej marki była wyboista. (śmiech) Ja od zawsze interesowałam się konstrukcjami. Zaczęłam dociekać jak powstają. Lubię docierać do źródeł, poszukuję, doświadczam. Dociekałam, mimo że możliwości dużo nie było. W tamtych czasach pomogły mi czasopisma Burda i Neue Mode – stamtąd brałam bibułki i wykroje, na których uczyłam się konstrukcji, i tego jak to się dzieje, że na przykład rękaw wszywa się w dany sposób. Później ukończyłam również kursy z tego zakresu, ale tak naprawdę od najmłodszych lat sama interesowałam się tym tematem. Dodatkowo moi dziadkowie byli rzemieślnikami, więc od dziecka miałam kontakt z kinestetycznym doświadczaniem skórek, tkanin, przyrządów okołokrawieckich, i tym podobnych.
Od momentu kiedy cały przemysł przeniósł się na daleki wschód, przestaliśmy myśleć skąd biorą się ubrania, jak powstawały. Tak naprawdę dotyczy to każdej dziedziny życia. Nie zastanawiamy się nad rzemiosłem. Musimy mieć świadomość, że nasze obuwie ktoś uszył, że wykończenia ubrań robi się często ręcznie, że zanim zaprojektuje się ubranie, trzeba poznać zasady konstrukcji jako takiej. Obecnie wracamy do rzemieślniczych tradycji. W którymś momencie szkoły zaczęły „produkować” projektantów, którzy tworzyli ubrania na zasadzie zaczerpnięcia istniejącego wzoru, wysłania do Chin i czekania na ubiór. Dla mnie tworzenie to wziąć papier, zmodelować, wyciąć go, czyli zacząć od konstrukcji.
Tworząc tę markę myślę o konstrukcji, bo dla mnie to jest fundament projektowania. Później się odszywa, odcina z różnych tkanin, testuje, sprawdza jak się układa. Produkcja jest dopiero kolejnym etapem. To właśnie nazywam projektowaniem od początku.
B&P: Ty nie tyle wychodzisz poza schematy, ale nawet nie chcesz w nie wchodzić tak naprawdę. (śmiech)
Tak, ja po prostu robię swoje.
B&P: Jakie cechy trzeba posiadać, by od lat z powodzeniem utrzymywać się na rynku modowym? Twoja marka jest jedną z najprężniej rozwijających się na polskim rynku.
Marka Magda Hasiak istnieje na rynku od sześciu lat i konsekwentnie buduje swoją rozpoznawalność. Ja, mimo że niestety jestem zawziętą osobą, przez lata nauczyłam się słuchać ludzi. Potrafię też rozdawać kompetencje, rozdzielać zadania. Nie mam również problemu z tym, żeby sprawdzać, kontrolować, pytać. Wiem że pracuję z ludźmi, którzy biorą odpowiedzialność za swoje zadania, a ja mogę skupić się tylko na mojej pracy.
Od zeszłego roku jestem w spółce – do zespołu dołączył Michał Głowacki, który w przeciwieństwie do mnie ma dwie lewe półkule. (śmiech) To jest znakomity układ.
Przyznam że miałam już moment wypalenia, widziałam że marka się rozwija, ale nie miałam siły sama zajmować się biznesowym zapleczem. Potrzebowałam osoby, która ma podobne wartości i cele, ale zupełnie inne podejście. Z Michałem tak właśnie jest. Moja kreacja spotyka się z twardymi narzędziami, z biznesem. Uważam że to właśnie interdyscyplinarne zespoły mają rację bytu i szanse na przetrwanie. Wiele przykładów pokazuje, że nie można wszystkiego robić samemu.
PRZECZYTAJ: Luźny styl a biznes. Jakich błędów nie popełniać.
B&P: Ubrania które projektujesz są bardziej odpowiedzią na potrzebę, modę danego sezonu, czy tworzysz coś nowego, innego – propozycje?
Myślę że wiem kim jest moja klientka, ale cały czas ją poznaję. Na początku próbowałam zgadywać jej potrzeby, teraz jednak słucham czego potrzebuje. Mam od niej duży feedback. Czasami zdarza się, że przychodzi do naszego butiku i mówi, że niczego dla siebie nie znalazła. Ja wtedy na siłę niczego nie wmawiam, ponieważ to jest marka dla kobiet, które wiedzą czego chcą. Staram się odpowiedzieć na ich potrzeby, jednak moje propozycje zawsze muszą być zgodne z moją wizją, w moim stylu.

B&P: Dla kogo tworzysz? Kim są kobiety ubrane w markę Magda Hasiak?
Utożsamiam się z moimi klientkami, razem dojrzewamy. Ja chodzę w swoich ubraniach, jestem ich pierwszym testerem. One mnie odzwierciedlają, rosną ze mną. Jeszcze parę lat temu robiłam inne rzeczy, bo sama byłam inna. Moja klientka idzie swoją drogą, ma tyle pewności w sobie, że nie przejmuje się konwenansami, nie idzie utartymi ścieżkami, i nie ma też takiej potrzeby.
Kiedyś podczas specjalnych warsztatów komunikacji przeprowadzonych z udziałem klientek odkryliśmy, że gdyby tę markę opisać owocem, to byłby to granat, który jest twardy z zewnątrz, niezależny i mocno stąpający po ziemi. Trochę niedostępny, budzący pożądanie, ale w środku ma dużo słodkich kuleczek. (śmiech) Chcę, żeby moja marka była właśnie tak postrzegana.
Podczas tych warsztatów wyobraziliśmy sobie również klientkę, którą ja nazwałam Panią transplantolog dziecięcą. To co robi jest trudne, bardzo odpowiedzialne, ale to jednocześnie osoba, która ma na tyle poukładane w głowie, że nie musi się wpasowywać w utarte schematy. To osoba obyta, która dużo podróżuje, zna języki, interesuje się światem, bywa na konferencjach, dużo doświadczyła i widziała, szybko podejmuje decyzje. Może sobie pozwolić na to, by wyglądać swobodnie, ale elegancko, niekoniecznie wbita w sztywny dress code. Właśnie takie osoby do nas przychodzą – kobiety z mojego pokolenia, dojrzałe do takiego podejścia. Przychodzą na przykład lekarki, które wyjeżdżają na konferencję, ale przy okazji będą mieć dyżur. Mają dosyć gorsecików, szukają czegoś swobodnego, ale wyjściowego. Nie chodzi o to, żeby się przebierać. Nie chce być postrzegana jako projektantka, której ubrania to jakiś wydziw. Ja bardzo lubię wkładać takie „szpilki” w kanony i konwenanse.
ZOBACZ TEŻ: Karolina Łuczyńska. Kocham i przytulam każdy swój projekt.
B&P: Czujesz że w tym odchodzeniu od trendów wyznaczasz trend?
Chciałabym wyznaczać pewien trend, ale nie modowy, polegający na tym, że jak proponuję żółte bluzki, to każdy takie nosi. Chciałabym zmieniać trend w sposobie myślenia, trend bycia niezależnym.
Moje dzieci mają teraz 15 i 17 lat, są już prawie ukształtowane. Córka nie interesuje się modą, lubi się przebierać, ładnie wyglądać, ale ubranie jako kreacja to nie dla niej. Syn Mateusz jeszcze bada różne grunty. Raczej nie interesuje go by przejąć firmę po matce. Jednak widzę, że moje dzieci przejmują ode mnie inny sposób myślenia. Cały nasz dom jest „inny”, na szczęście w pozytywnym znaczeniu. (śmiech)
Ja jestem osobą, która skacze bez spadochronu – tego też uczę moich dzieci, aczkolwiek wiem, że jest to jest na wysokim ryzyku. (śmiech) Nie zabezpieczam się, nie planuję, po prostu gdy mam pomysł, to go od razu realizuję.

B&P: To odważnie…
Tak, ale niestety można się poślizgnąć. (śmiech)
B&P: Można, ale odwaga zostaje. (śmiech) Dobrze mieć kogoś, kto rzuci Ci spadochron, jak już skoczysz.
…albo nie pozwoli mi skoczyć. (śmiech) W biznesie to nie jest proste, ale na szczęście teraz jest Michał, który jest w stanie czasami mnie powstrzymać.
SPRAWDŹ TAKŻE: Kasia Sokołowska. Dojrzałość polega na wyborach.
B&P: Fascynują mnie nazwy ubrań, które tworzysz, np. od waluty. Skąd taki pomysł?
Myślę że mam łatwość tworzenia takich rzeczy, ponieważ nie rozbudowuję kolekcji do 70 projektów dwa razy w sezonie, ale bardziej konkretnie chcę coś opowiedzieć. I to konkretnie zamyka się w kapsułach, które są małą, ale całością. Łączę ze sobą poszczególne kolekcje, projektując nowe, myślę jak połączyć je z poprzednimi. Ale też każda osobno tworzy zamkniętą całość. Moimi kolekcjami można się ubierać, a nie tylko kupić ubranie.
Buduję markę na pożądaniu, że „bardzo coś chcę mieć”. Sam numer referencyjny przy ubraniu nic nie znaczy, ale jak masz na sobie bluzkę Plotkę, to od razu inaczej o tym myślisz. (śmiech) Jest coś emocjonalnego w tych opisach. One mają być zaczepnie dowcipne.
Aktualnie w naszym butiku w Poznaniu mamy kilka poprzednich kolekcji: Nieznośną lekkość bytu, Central stations, Savesafe, Tektonika, oraz kilka uniwersalnych rzeczy zmiksowanych. Nazwy powstają gdy wymyślam co ma być głównym nurtem danej kolekcji. Inspiracja zwykle pojawia się nagle, wzięta z życia. Tu coś przeczytam, tam zobaczę, coś mnie zaciekawi i od razu zastanawiam się jak to przełożyć na „język ciucha” i to opowiedzieć kolekcją. Nie chcę wyznaczać trendów w modzie, bardziej trochę prowokować, żeby zastanowić się nad tym co nas otacza.
Często inspirują mnie moje podróże. Rok temu byłam w Tajlandii, w konsekwencji tej przygody powstała kolekcja Swing of things, której modele miały być kojarzone z nazwami przypraw, smakami, zapachami, doświadczaniem. Chcę wzbudzić pożądanie by „poczuć” pomarańczową sukienkę, powąchać sezam…
Później była kolekcja o granicach, ich przekraczaniu i bezpieczeństwie wewnątrz nich. Nazwami były mniej znane waluty krajów. Potem powstała Nieznośna lekkość bytu, która ma wkurzać. Dlaczego? Świat wokół Ciebie jest spięty, ludzie są spięci, a Ty przychodzisz taka nieznośnie lekka i denerwujesz innych. (śmiech) Tak właśnie przeplatają się ze sobą kolekcje, a ich nazwy w jakiś sposób się ze sobą łączą.
B&P: Jak przebiega proces tworzenia kolekcji? Ile to nieprzespanych nocy i wypitych kaw?
Nie pracujemy w jakimś wielkim pośpiechu. Mam cudowne krawcowe: Agnieszkę i Monikę, z którymi znam się od paru lat i one łapią moje myśli w lot. Przychodzę do nich z koncepcją i pracujemy na „żywym organizmie”. Od razu bierzemy się za pracę, podejmujemy decyzje na bieżąco. Trochę wynika to z mojej zawziętej natury. Jak ja już sobie wymyślę jakieś prace, to od razu zaczynam szkicować, tworzyć. Szukam, czytam, uzupełniam inspiracje i kształty wyłaniają się z tego same. Gdy mamy już formę, do tych kształtów dochodzi tkanina.
B&P: I na tym etapie wkracza biznes?
Tak, musimy ustalić ile czego, który materiał będzie dobry nie tylko gatunkowo i wizualnie, ale też cenowo. Na tym etapie ja się już trochę wyłączam. Powstaje sesja zdjęciowa, moje krawcowe zajmują się organizacją produkcji. Mają rzeczy opracowane w szablonach, kroją i zaczynamy je rozsyłać. Wtedy już na dobre wkracza biznes, za który odpowiada Michał. A ja jestem w procesie tworzenia kolejnej części.
B&P: Skąd czerpiesz inspiracje do pracy? Co Cię motywuje, nakręca, dodaje skrzydeł? Jak ten proces projektowania przebiega w Twojej głowie? Jak to się kształtuje, od czego się zaczyna?
Raczej nie rozgraniczam czasu od kolekcji do kolekcji. Tak naprawdę ekscytować się zaczynam dopiero po pewnym czasie, gdy projekty są już dostępne i pojawiają się pierwsze komentarze, komunikaty. W zasadzie to cieszę się dwa razy. Na początku, gdy robimy burzę mózgów i zaczynamy tworzyć modele. Największa kreacja jest gdy przychodzą próbki tkanin z hurtowni, dotykamy ich wtedy i szukamy odpowiedniej. Potem trochę ciśnienie opada bo wkracza w tę kreację biznes. Muszę to dobrze skoordynować, zaplanować co gdzie szyjemy, w jakiej kolejności, w jakich ilościach, itd. Wysyłamy ubrania do butików, organizujemy sesję zdjęciowe. Tu oczywiście też mam pomoc „moich” dziewczyn: Marty i Oli, które mnie wspomagają, ale ostatecznie decyzję podejmuję ja. Decyduję o wyborze modelki, o tym jakie buty wypożyczamy, gdzie odbędzie się sesja i w jakim klimacie.
Od lat współpracuję z Kasią Sawicką z agencji GAGAMODELS, która według mnie jest najlepszą agencją modelek w Polsce, a być może w Europie. Współpracujemy również z zaufanymi fotografami ze studia Moiz. Znamy się, ufamy sobie. Czasami mam pomysł, żeby wyskoczyć z tego schematu i myślę żeby stworzyć kolekcję z kimś innym, ale to tylko chwilowa pokusa – wiem, że nie ma takiej potrzeby. (śmiech) Wszystko robimy w Poznaniu, choć istnieje przeświadczenie o tym, że tylko w Warszawie dzieją się ciekawe rzeczy.
B&P: Odbieram Cię jako wulkan energii, zawsze otwartą na drugiego człowieka, zawsze ciekawą świata – a jaka jesteś tak zupełnie prywatnie?
Jestem taka sama w życiu prywatnym jak i zawodowym. Czasem się to na mnie źle odbija, na przykład na oficjalnych spotkaniach. (śmiech) Z natury jestem dosyć spontaniczna i chaotyczna, musiałam nauczyć się korzystania z różnych pomocnych narzędzi do zapisywania, notowania, rejestrowania wydarzeń. Wciąż funkcjonuję z kalendarzem w wersji papierowej. Mam taki, z którego wyrzucam ważne sprawy, które już się wydarzyły, dokładam tylko kilka kartek na przyszłość, pomysły i bieżące aktywności. Spotkania zapisuję w telefonie, żeby w każdym momencie mieć dostęp do informacji. Świat technologii w świecie artystycznym pomaga mi uporządkować wiele rzeczy, ale nie mogę powiedzieć, że jestem jego niewolnikiem. Wciąż potrafię wyjechać z domu bez telefonu. Jedyne od czego jestem uzależniona to Kindle, ponieważ dużo czytam.

B&P: Nad czym aktualnie pracujesz? Czego możemy się spodziewać w najbliższej przyszłości?
Ostatnio kolekcje były złapane w formę, a teraz trochę dzieje się kolorystycznie. Wiosna jest jasna, trochę granatowa i pudrowo-różowa, kobieca ale też… bezkształtna. Ostatnio uwielbiam tkaniny żakardowe, wytłaczane. W kolekcji KAPRYS / OIKKU znalazły się również wiosenne trencze. Nazwałyśmy je sztormiakami – tak, wymyśliłyśmy kobiecą wersję tego ubrania. (śmiech)
B&P: Brzmi świetnie!
Czym jest dla Ciebie moda?
Nie chcę żeby zabrzmiało to standardowo, ale moda jest dla mnie opowieścią o sobie. To dotyczy nie tylko ubrań. Modą opowiadasz o osobie, co lubisz, jaka jesteś i czym chcesz się otaczać. Ubranie i projekt to konkretna emocja, którą projektujesz, a potem ktoś przekazuje jej cząstkę siebie.
Dominika Job, kierownik redakcji Business & Prestigege – Zobacz inne teksty autora