Mówi o sobie: „Dojrzała dusza w dojrzałym ciele”. Prekursorka rozwoju w Polsce, autorka 20 książek wspierających rozwój, psycholog, trener i mówca. Przeszkoliła tysiące osób i setki firm. Iwona Majewska – Opiełka, chociaż woli, aby mówić do niej Iwonko.
Dla mnie niezwykła, chociaż twierdzi inaczej. Piękna Kobieta o ciepłym uśmiechu, pięknym sercu i cudownej świadomości. Rozmawiamy 2 godziny a mam wrażenie, że jest jeszcze tyle do opowiedzenia. „Zdarza mi się, że spędzam cały dzień w szlafroku, na nicnierobieniu, na przykład na oglądaniu niemieckich romansów, bo mam taką potrzebę (śmiech). Staram się robić wszystko z pasją. Ja mam za dużo lat, żeby dni mijały mi bez wartości. Szkoda że nie doszłam do tego wcześniej, bo moje życie mogłoby być jeszcze piękniejsze, aczkolwiek i tak jestem z niego zadowolona.”

O rozwoju w Polsce, sile kobiecości, turystyce rozwojowej oraz świadomości kobiet – Iwona Majewska-Opiełka w wywiadzie dla Business & Prestige.
Rozmawia Magdalena Koźmala
B&P: Dla mnie jest Pani niezwykłą osobowością, prekursorem rozwoju w Polsce, jako pierwsza tworzyła i pisała Pani szkolenia inspirujące dla kobiet. Co Panią zainspirowało, żeby to robić?
Gdy wyjechałam do Kanady, trafiłam na książkę, która wtedy zmieniła moje spojrzenie, pokazała mi, że to co robię, jak widzę świat, w większej mierze zależy ode mnie. Nie chodzi o to, żeby się szarpać z życiem, wszystko pokonywać i być dzielną. Trzeba tylko po prostu dołożyć sobie siły.
Potem były kolejne książki i ćwiczenia. Byłam wtedy typowym produktem inteligentnej kobiety z Polski, z dużą wiedzą, ale bez poczucia własnej wartości. Zaczęłam pracować nad sobą, już po poł roku widziałam zmiany w moim życiu. Wtedy zapragnęłam się tym dzielić.
Ta pierwsza książka to „Discover the Power Within you” Erica Buterrworth’a. Uważałam ją za jedną ze wspanialszych książek, jednak po latach, gdy ponownie ją przejrzałam, zastanawiałam się, co mnie wtedy w niej tak urzekło. Uważam, że funkcjonuję dziś na wyższym i głębszym poziomie świadomości, a z wielu książek, które mnie kiedyś zachwycały, dzisiaj już wyrosłam.
B&P: Produkt inteligentnej kobiety – ciekawe określenie, jak Pani to widzi współcześnie w Polsce?
Ja byłam takim produktem inteligentnej kobiety PRL-u, ze wszystkimi plusami i minusami tej postawy. To było typowe w tamtym czasie. Dzisiaj niewiele się zmieniło. Jest wiele książek, szkoleń i dużo się o tym mówi, ale jest też sporo nieporozumienia na temat tego, czym jest poczucie wartości, i jak się za nie zabrać, aby je przywrócić. Ludziom wzrosła samoocena, jest wręcz nieproporcjonalna do tego, co sobą reprezentują. Pojawia się pycha, ludzie wokół przestają nas lubić, oceniają nas negatywnie. My sami też cierpimy, różnego rodzaju rozczarowania, mamy poczucie, że jesteśmy świetni, a gdy okazuje się że nie jesteśmy, nie potrafimy sobie z tym poradzić. Często prowadzi to do znieczulenia na inne osoby i dochodzenia do celu nawet „po trupach”.
Prawdziwa asertywność to poczucie własnej wartości. Osoby, które mają wysoką samoocenę, bez poczucia własnej wartości są zwyczajnie aroganckie, niegrzeczne i nie szanują innych. Poczucie własnej wartości jest składową asertywności, ale podstawą jest wartościowa tożsamość, poczucie godności, miłości do siebie, do świata, wybaczenie sobie i innym. Większość ludzi dręczy się latami tym, czego nie potrafili sobie wybaczyć.
B&P: Ewolucja rozwoju osobistego w Polsce, jak to się zmieniło od momentu kiedy zaczęła Pani wdrażać swoje rozwiązania?
Na początku kiedy przyjechałam do Polski, w firmach, gdzie dzieliłam się wiedzą niektórzy byli wręcz w szoku. Co więcej, takich ludzi jak ja, uznawało się wtedy często za „nawiedzonych”. Ale ja jestem bardzo logiczną osobą, potrafię mówić ze swadą i chyba to mi pomogło, by się przebić i dać zauważyć jako osoba przekonująca i wiedząca, co mówi.
Pamiętam historię jak prowadziłam spotkanie z grupą biznesmenów, jeden pan powiedział mi, że to nie Kanada, że w Polsce to nie przejdzie. Nie chcieli mnie traktować poważnie, poprosiłam, żeby pozwolił mi skończyć, żeby mnie wysłuchali. Po zakończeniu przyszli do mnie i przeprosili, bo jak sami przyznali, nie wiedzieli, że nie wiedzą tylu rzeczy. Ok 8% ludzi to tacy, do których ciężko w ogóle trafić. To było znamienne, że ludzie dochodzili do wniosku, że jest coś, o czym nie wiedzieli.
Zainteresowanie tematem rozwoju osobistego było ogromne, coraz większe. Pisałam książki, felietony, udzielałam wywiadów. Ale przyszedł taki moment, kiedy przestałam bywać na łamach i w ekranach, bo nie chciałam, aby było mnie za dużo.
Zaczęłam prowadzić szkolenia, pomogło mi to, że byłam z zagranicy, gdy przyjeżdżałam do Polski byłam szczególnie traktowana. Teraz to się zmieniło zupełnie, aczkolwiek to, jak to się odbywało wtedy, dziwiło mnie bardziej. Polacy nie mieli wysokiego poczucia własnej wartości, cieszyli się, że ktoś chce do nich przyjechać np. z Toronto. Doszło nawet do sytuacji, gdy chciałam wydać moją pierwszą książkę „Droga do siebie”, dostałam propozycję, żeby wydać ją pod zachodnim nazwiskiem. Oczywiście odmówiłam.
B&P: To jak teraz wygląda rynek szkoleń, rozwoju?
Rynek szkoleń, a podejście do rozwoju osobistego to dwie inne kwestie. Teraz szkolenia i rozwój są dla ludzi oczywiste, chętnie idą w tym kierunku. Wiadomo, że jest również sporo niezadowolonych, rozczarowanych wręcz osób, którzy trafiali na szkolenia, które nie dawały im szansy na zmianę. Powiem z dumą, że ja nie uległam rynkowi, taniości, możliwości zarabiania lekkich pieniędzy. Cały czas dostarczam solidną wiedzę i większość osób, z którymi mam do czynienia, dostaje trwałe wartości, które za tym stoją. Natomiast często ludzie przychodzą na spotkanie, gdzie ktoś opowiada że „możesz wszystko, nie wolno się poddawać”, dostają sporą dawkę energii i próbują się zmienić, ale nie dostają niczego, co by im w tym pomogło. Później myślą, że takie szkolenia nie mają większego sensu, że to nie działa i że jest to zwykłe zawracanie głowy.
B&P: Gdzie jesteśmy teraz patrząc na Stany Zjednoczone i Kanadę w kontekście rozwoju?
Na pewno ludzie nie uczestniczą tak tłumnie w szkoleniach w Stanach i Kanadzie, jak w Polsce. Nie ma tam też czegoś takiego co ja nazywam turystyką rozwojową. W Polsce ludzie często nie bardzo wiedzą po co idą na szkolenia, co mogą z nich dostać, bardziej kolekcjonują nazwiska, których chcą posłuchać. Niektóre konferencje w Polsce, moim zdaniem, niewiele dają poza podnoszeniem nastroju i chwilową motywacją. Ileś osób produkuje się na scenie i robi show – tylko tyle. Jest to trochę kolekcjonowanie szkoleń, ale też może być swego rodzaju uzależnieniem, ludzie potrzebują tej adrenaliny, którą takie szkolenia im dają, jest pozytywny klimat, poznają innych, trenerzy wytwarzają energię. Ja teraz bardzo starannie wybieram gdzie występuję jako prelegent. Nie chodzę też na takie konferencje jako słuchacz. Jako prelegent uczestniczę w konferencji i oczywiście słucham kolegów prelegentów, ale sama z siebie nie przychodzę, szkoda mi na to czasu. Wybieram spotkania z pojedynczymi osobami, najchętniej takimi, które mają coś nowego do powiedzenia.
B&P: Kogo najchętniej Pani słucha?
Lubię słuchać Roberta Kroola i Jacka Walkiewicza. Uważam, że gdyby podzielić trenerów na grupy, to można by je nazwać od nazwiska, i w Polsce mamy np. takich naśladowców Walkiewicza, Grzesiaka, Szuby… Chciałabym, żeby były też takie Majewskie-Opiełki i Kroole. Indywidualnością jest również Ewa Foley – znalazła swoją drogę.
Walkiewicz świetnie mówi, on gawędzi, inspiruje, wprowadza pozytywny nastrój, wszyscy się śmieją, myślę jednak, że ludzie zapamiętują z takich szkoleń może jedno zdanie oraz to, że było energicznie. Nie potrafią jednak wyciągnąć z tego wniosków.
Zobacz także: Iwona Majewska-Opiełka: „Słuchaj serca i odważnie podążaj za jego głosem, nawet, jeśli to tylko szept”
B&P: Pani Iwono, Akademia Skutecznego Działania…
To już – piękna i pełna nauki – przeszłość. Oddałam tę markę, teraz Ania Kunicka to prowadzi. Ostatnie moje działania pod marką Akademii to były VI Dni siły, teraz działam jako IMO. W kolejnych Dniach Siły będę tylko jednym z prelegentów.
B&P: Nawiązując do Akademii, wyczytałam, że stoicie na stanowisku, iż kobiecość sprzyja skutecznemu działaniu. Podpowiadacie jak to wykorzystywać?
Ja nie mam monopolu na określanie, co to jest kobiecość, ale rozumiem ją w sposób tradycyjny. Kobiety mają cechy, które są niezwykle potrzebne w działaniu i na świecie, m. in. podtrzymywanie życia, delikatność, łączenie, brak rywalizacji, dobre słowo, cieple uczucia, charakterystyczne dla tradycyjnej matki czy kobiety. Piszę i mówię o tym, żeby wnosić do biznesu to, co może wnieść tylko kobieta. Niekiedy kobiety myślą, że powinny być bardziej męskie niż mężczyźni, a nie ma takiej potrzeby. Wtedy nic nie będzie się zmieniać. Nasza funkcja nie zostanie spełniona. To będzie wciąż biznes, jaki zastałyśmy.
B&P: Jaka jest współczesna kobieta sukcesu?
Nie da się tego określić, kobiety sukcesu są bardzo różne. Zadałabym raczej pytanie – czym jest sukces?. Na pewno jest to spokój sumienia, udane życie emocjonalne, kariera, cele większe niż my sami, energia, i dopiero potem styl, czyli materialna oprawa sukcesu. Dla mnie kobieta sukcesu jest spełniona w tych obszarach, tą siłą i kobiecością buduje swój biznes. To może być każda kobieta.
B&P: Czy porażki są wpisane w sukces?
W moim słowniku nie ma słowa porażka. Jest lekcja, doświadczenie. Jak mi się coś nie udało, to czasami okazuje się, że dobrze się stało, że tak wyszło. Np. gdy mój mąż nie przyjechał ze mną do Polski, myślałam, że to była cena za chęć pójścia za swoim „zawodowym sercem”. Ale szybko zdałam sobie sprawę z tego, że dobrze się stało, że wszystko dzieje się po coś. Wszystkim wyszło to na dobre. Osobiście nie mogę powiedzieć, że coś mi się nie udało. Co najwyżej czasami myślę, że coś mogłam zrobić lepiej. Wszystkie cele realizuję, czasem tylko później niż zamierzałam. Raz np. nie napisałam jednej książki, którą chciałam. Miała być o liderach biznesu i dobrze się stało, że jej nie napisałam, bo teraz ludzie, z którymi wtedy robiłam wywiady np. siedzą w więzieniu, poszli w politykę, itp.
Czasami ktoś mówi, że małżeństwo mu się nie udało. Ale dlaczego mu się nie udało? Ktoś sobie wymyślił, że mamy spędzić cale życie z drugim człowiekiem, a Ty spędziłaś tylko pół… Chodzi o to, żeby cieszyć się tymi latami, które były dobre. Ktoś mnie kiedyś zapytał, czy gdybym miała powtórzyć życie wybierałabym tych samych mężczyzn. Tak, wyszłabym też za mąż i również jeszcze raz bym się rozwiodła. Za każdym razem było to w danym momencie właściwe i słuszne. Dookoła jest mnóstwo kobiet które mają poczucie, że trzeba trwać przy jednej osobie do końca życia, niezależnie od tego jak się układa. Niestety, duży wpływ na takie postrzeganie ma religia katolicka. A tak naprawdę, ważne jest tylko, jak się potem rozstajemy, jaka relacja jest dalej. Moje dzieci nie odczuły rozwodu, wręcz cieszyły się, że mają podwójne święta, prezenty, wyjazdy, a nawet więcej wzorców do naśladowania, bo w ich życiu pojawił się ktoś nowy. Mają teraz dwa domy, w których są ważne.
Ja nie uważam że mam porażki w życiu. Wiem, jak to brzmi, ale nie będę udawać.
B&P: „Siła kobiecości” to tytuł jednej z Pani książek. Czym jest ta siła i do czego dzisiaj jej potrzebujemy?
Każdy ma potencjał i jest możliwy do wykorzystania faktycznie wtedy, kiedy będziemy mieli siłę. Sama moc nic nam nie daje. Siła kobiecości to jest delikatność, łączenie, nie dzielenie, nie rywalizacja, ale współpraca, szersza perspektywa na rzeczywistość, wykonanie czegoś, a nie tylko zadaniowość. Kobiety czasami zapominają o swojej kobiecości, chcą być zadaniowe jak mężczyźni, a to przecież one budują relacje, atmosferę, dużo wcześniej mają świadomość tego, co się dookoła dzieje. To są te kobiece cechy, np. sposób ubierania. Kobiety w spodniach zupełnie inaczej się zachowują, inaczej stoją, chodzą. W jeansach zdecydowanie łatwiej o swobodny język i wulgaryzmy, a to zatruwa wszystkim podświadomość, również tej kobiecie. Kobiety powinny podkreślać swoją kobiecość, właśnie przed mężczyznami. Pokazywać, że mogą być kobietą i być partnerem biznesowym na równi z mężczyzną. To jest ta siła kobiecości.
B&P: Rozwój mężczyzny i kobiety – różnice, podobieństwa, trendy…
Jeśli chodzi o szkolenia, są ciekawe badania Waina Dyer’a, które pokazują jak zmieniają się wartości i potrzeby na przestrzeni okresu młodości i okresu, który on bardzo ładnie nazywa popołudniem życia. I one się bardzo zmieniają. My się różnimy w tym pierwszym okresie życia, mężczyźni nastawieni są na aktywność, przyjemność, zdobywanie, „pokaż mi, co mógłbym zrobić, żeby określić cel”. W okresie popołudnia życia mężczyźni potrzebują duchowości, w kierunku której zwykle nic do tej pory nie robili. Natomiast kobiety od początku tę duchowość mają, one popołudnie życia spędzają na wybaczaniu, na rozliczaniu, wybaczają sobie, mężowi, mamusi… Mnóstwo kobiet chodzi na psychoterapię i szukają winnych, a tak naprawdę powinny wybaczyć sobie. Młodzi mężczyźni są bardzo zainteresowani łatwą możliwością własnego rozwoju, działaniem. Z wiekiem zaczynają interesować się swoją misją życia, wartością, tym co nieuchwytne. Kobiety przywiązują wagę do poczucia własnej wartości, mają świadomość, że mamy z tym problem. Gdy organizuję warsztaty z poczucia własnej wartości, to mam komplet w ciągu 15 minut. Natomiast na roczny kurs rozwojowy na 14 osób mam tylko 2-3 panów. Ale zdarzają się też mężczyźni, których żony nie chcą się rozwijać.
Moja koncepcja zakłada rozwój charakteru, nie mówimy jak szybko coś osiągnąć, ale jak zbudować swój charakter, żeby dojść do tego, co chcemy, by mieć spełnione życie…
B&P: Co się dzieje jeśli jedno się rozwija, a drugie nie?
Niedobrze się dzieje. Jest szansa, że możemy pożegnać się z niektórymi przyjaciółmi czy partnerem, bo nie potrafią nas zrozumieć. Czasami też, to może być nasza inicjatywa, czujemy że nie mamy o czym z daną osobą już rozmawiać, patrzymy inaczej na świat.
B&P: Świadomość kobiety w różnych okresach jej życia – jak się zmienia, rozwija?
To zależy, co się dla siebie robi. Moja mama zmarła w wieku 74 lat i nie miała świadomości siebie, ja miałam ją w wieku 34 lat. Znam dwudziestolatki, które żyją świadomie. To samo nie przychodzi, coś trzeba w tym kierunku robić.
B&P: Znalazłam taki cytat: „Sama pracowałam i codziennie pracuję nad tym, by codziennie nadawać życiu kształt jaki pragnę”, jak Pani to robi?
Mam misję, określone cele, wartości, które są dla mnie najważniejsze, zasady w zgodzie z którymi postępuję, wstaje rano i działam. Teraz zmieniłam trochę swoją misję, bo była za bardzo restrykcyjna, zaczynałam się czuć jak w klatce. Teraz np. daję innym dowody mądrej miłości, z wdzięcznością przyjmuję dary, które podtrzymuję, działam w spójności z duszą, jak czuję, że coś jest nie tak, to tego nie robię. Kreuję dobrostan i dobrobyt we własnym życiu i inspiruję do tego innych. Kiedyś miałam zapisane, że to wszystko robię codziennie, zawsze… Dziś wchodzę na Facebook’a, piszę książki, jestem miła dla ludzi, których spotykam, robię jakąś dobrą rzecz, staram się zadzwonić do kogoś z bliskich, żeby podtrzymywać kontakt z ludźmi, na których mi zależy. Jednak nie mam presji słów: codziennie, zawsze, każdy. Potrafię też spokojnie zostawić tych, którym lepiej podarować swoją nieobecność.
Zdarza mi się, że spędzam cały dzień w szlafroku, na nicnierobieniu, na przykład na oglądaniu niemieckich romansów, bo mam taką potrzebę. (śmiech) Staram się robić wszystko z pasją. Ja mam za dużo lat, żeby dni mijały mi bez wartości. Szkoda że nie doszłam do tego wcześniej, bo moje życie mogłoby być jeszcze piękniejsze, aczkolwiek i tak jestem z niego zadowolona.
B&P: Co Panią inspiruje w innych ludziach? Kto Panią inspiruje?
Mnie inspiruje życie. Również niektóre filmy są dla mnie inspiracją, wiersze, poezja… Wszystko mnie inspiruje. Trenerem się jest w każdym momencie, wyłapuję różne rzeczy z otaczającego świata i od razu wiem, że wykorzystam je na warsztatach. Czytając wypisuję sobie cytaty, które są ciekawe, żeby je zapamiętać.
A ktoś? Kiedyś było więcej osób, które mnie inspirowały, teraz niestety chyba nikt. Ostatnio zainspirował mnie Ken Robinson i jego książka. Pisze o tym, że człowiek ma żywioł i plemię. Żywioł to są pasje, to, co w tobie najlepsze, co potrafisz robić, a plemię, to ludzie, z którymi możesz to robić. Często tego plemienia nam brakuje, na jakimś etapie w życiu doszłam do tego, że to plemię to jest rodzina. I David Hawkins – jego koncepcja zawarta m.in. w książce „Siła czy moc”.
Największą inspiracją był Stephen R. Covey, choć też nie we wszystkim. Marianne Willamson, również inspirowała mnie na pewnym etapie życia.
W tej chwili inspirują mnie wszystkie teksty związane z absolutem, Bogiem. Często czytam książki związane z pojmowaniem, rozumieniem tak zwanej Wyższej Siły.
B&P: „Przyczyniam się do dobrych zmian w sercach i umysłach ludzi”…
To była moja stara misja, teraz wygląda trochę inaczej. Teraz inspiruję ludzi do kreowania dobrostanu i dobrobytu. W tej chwili jestem autorką 20 książek, za chwilę będzie kolejna. Inna jest misja kobiety na różnych etapach w życiu. Jakie ja mogę mieć teraz cele? Kolejna książka? To nie jest już cel, to się po prostu robi, to się dzieje. Moją ideą, celem jest powrót do dzieci i danie im jeszcze z siebie tego, co mogę oraz czerpanie od nich czegoś, co tylko rodzina może dać.
B&P: Nad jaką książką pracuje Pani teraz?
Piszę książkę „Najważniejszy związek” o poczuciu własnej wartości. To będzie naprawdę dobra książka, wkładam w nią dużo miłości. Jest też bardzo osobista, otwarta i wręcz czasami bolesna dla mnie, bo opisuje historie, które przeżyłam. Ludzie często mówią „tobie to łatwo”, a tak naprawdę, wszystko zależy do tego, jak się na to patrzy. O tym także jest ta książka.
B&P: Chcę jeszcze zapytać o dobre słowo, dużo Pani o tym pisze.
Napisałam o tym całą książkę, niektórzy mówią, że to moja najlepsza książka. To jest takie ważne dlatego, że słowa programują to, jak myślimy. Myślimy słowami. Te słowa zostają w podświadomości. Nawet jeśli mówimy coś mądrego, ale zakres emocjonalny jest niedobry, to w nas zostaje to, co niedobre. Papież Franciszek np. nie używa w homiliach i przemowach żadnych negatywnych słów. A w naszych kościołach mówi się tak często o złych rzeczach… Ja osobiście potrzebuję wspólnoty religijnej, chodzę do kościoła, ale sposób celebry niestety mi nie odpowiada. Czasem wręcz oczyszczam się po niektórych wypowiedziach księży.
B&P: Tak na koniec, poproszę o przesłanie, inspirację, myśl wspaniałej Pani Iwony Majewskiej-Opiełki dla naszych czytelniczek.
Ja właśnie myślę, że jestem taka zwykła, że nie mam niczego przekombinowanego w życiu, żadnych wykalkulowanych rzeczy, kieruję się sercem. Jest taki czas, zwłaszcza dla kobiet, że o wiele bardziej potrzebujemy serca niż rozumu. Bo o rozum dba szkoła, wymogi współczesnego świata, a o serce i kontakt z nim nie dba nikt. Ostatnio przeczytałam, że serce to jest jedyny organ, który nie może mieć raka. Myślę, że serce jest tym kawałkiem w nas, który jest tą łącznością absolutem, jakkolwiek byśmy go pojmowali. Serce, jeśli jest słuchane, dobrze nas poprowadzi. Zatem to, co mogę powiedzieć, to żeby było więcej serca w naszym działaniu. Wszystko co robię z sercem udaje mi się z sukcesem. To, co mi nie wychodzi, robię rozumem, ale zawsze się okazuje, że dobrze się stało.
Dziękuję bardzo, życzę Pani cudownej energii, magii chwil i prawdziwych, szczerych ludzi dookoła.
Magdalena Koźmala, zobacz inne rozmowy Magdaleny, fot. Zdjęcie tytułowe/Piotr Wieliczko
Odwiedź stronę Iwony Majewskiej-Opiełki www.majewska-opielka.pl, gdzie znajdziesz mnóstwo ciekawych artykułów i inspiracji.
KOBIETY BIZNESU & SUKCESU OSOBOWOŚCI B&P INSPIRACJE ŚWIAT KOBIECYM OKIEM BUSINESSWOMAN
LIDIA POPIEL “SYMBOLEM KOBIECOŚCI JEST PEWNOŚĆ SIEBIE”